Zdjęcia do ostatniego ponoć fabularnego filmu
Kena Loacha,
"Jimmy's Hall", już się zakończyły, ale teraz twórca musi zmontować obraz. Jest to dla niego o tyle kłopotliwe, że jako jeden z niewielu twórców wciąż korzysta ze stołu montażowego, "analogowych" montażystów i - to w tym przypadku kluczowe - specjalistycznych taśm mierniczych, których znalezienie powoli zaczyna graniczyć z cudem. Reżyser kontaktował się już ze specjalistycznymi firmami, ale póki co jest odprawiany z kwitkiem. Czy uda mu się dokończyć dzieło w zgodzie ze swoim artystycznym credo?
Akcja
"Jimmy's Hall" rozgrywa się w 1932 roku. Film opowiada o irlandzkim komunistycznym przywódcy Jamesie Graltonie, który powraca do kraju po 10 latach spędzonych w Nowym Jorku, żeby otworzyć dance-hall, który zbudował w 1921 roku. W rolach głównych
Barry Ward i
Simone Kirby.
To prawdopodobnie ostatni pełnometrażowy film fabularny Kena Loacha, zapowiedziała producentka filmów reżysera,
Rebecca O'Brien.
Wciąż mamy kilka pomysłów na dokumenty i prawdopodobnie tym zajmiemy się w przyszłości. Teraz kręcimy poważny dramat historyczny, więc to spore przedsięwzięcie. Myślę, że powinniśmy zatrzymać się, kiedy jesteśmy na szczycie. Ken nie siedzi w fotelu reżyserskim, mówiąc ludziom, co robić – on biega. To wymaga dużej odporności psychicznej i fizycznej. Będę zdziwiona, jeśli nakręcimy wspólnie jeszcze jakąś fabułę, dodaje
O'Brien.