Raz na jakiś czas w przemyśle filmowym zdarzają się historie miłosne, które szczerze wzruszają. Siekają na kawałeczki najtwardsze serca, napełniają łzami oczy i przemielają umysły i emocje,
Raz na jakiś czas w przemyśle filmowym zdarzają się historie miłosne, które szczerze wzruszają. Siekają na kawałeczki najtwardsze serca, napełniają łzami oczy i przemielają umysły i emocje, tworząc emocjonalno-energetyczny eliksir dla duszy. Taką historię sprzedaje nam właśnie ceniona duńska reżyserka Lone Scherfig w swoim najnowszym filmie "Jeden dzień".
"Jeden dzień" to adaptacja bestsellerowej powieści autorstwa Davida Nichollsa. Opowiada niezwykłą historię Emmy (Hathaway) i Dextera (Sturgess), którzy od dwudziestu lat spotykają się zawsze 15 lipca (przynajmniej to jest nam pokazane w filmie). Ona jest skromna i zakompleksiona. Zupełnie w siebie nie wierzy. On - pewny siebie, bogaty, odrobinę przemądrzały. Los pokazuje jednak, że w życiu wszystko się zmienia i nic nigdy nie jest absolutnie pewne.
Scherfig zabiera nas w sentymentalną, słodko-gorzką podróż, począwszy od lat osiemdziesiątych, do dziś. Jesteśmy świadkami przemiany bohaterów, nie tylko psychicznej, ale i fizycznej. Reżyserka z pomocą rewelacyjnych scenografów, kostiumologów, charakteryzatorów doskonale pokazuje, jak zmieniał się świat, moda, technologie. Stanowi to niezwykle klimatyczne i piękne tło dla wzruszającej historii miłosnej. I choć ta chwilami jest odrobinę ckliwa (zwłaszcza ostatnie 10 minut filmu), to ani nadęta, ani pompatyczna. W dużej mierze jest to zasługa rewelacyjnych, chwilami zabawnych i mądrych dialogów oraz aktorów, którzy w taki, a nie inny sposób je wypowiadają.
Aktorstwo jest zdecydowanie bardzo dużym atutem filmu. Anne Hathaway i Jim Sturgess jako para przyjaciół i kochanków mają w sobie coś niezwykłego i magicznego, grają lekko, delikatnie i z klasą, co sprawia, że ogląda się ich z wypiekami na twarzy. Świetnie sprawdzali się zarówno jako zwariowani dwudziestolatkowie, jak i stateczniejsi, zbliżający się do czterdziestki ludzie.
"Jeden dzień" nie jest ani arcydziełem, ale odkąd zobaczyłem zwiastun i cudowny plakat, zakochałem się w tym filmie i w jego historii. Po wyjściu z sali kinowej udało mi się ten stan utrzymać, a to sukces! Film ma wiele wad, ma też kilka niedociągnięć no i ta ckliwość. Mimo tego "Jeden dzień" jest jak kubek gorącego kakao w chłodne jesienne dni. Może trochę za słodki, może trochę banalny, ale cudownie grzeje od środka! Mi to wystarcza!