Obraz, który nie jest arcydziełem ale ma walory dzieła. Ten film jest jak podróż posępna w przesłaniu ale bogata w barwie, obrazie i dźwięku.
Film, który jak wiele innych sporo mówi o japońskim społeczeństwie a właściwie cenie jaką ono płaci za swoją pozorną doskonałość. To żyzna gleba dla "świata deprawacji i szaleństwa". Reżyser prowadzi widza nie przez zaułki ale przez mentalne główne ulice japońskiego miasta a pewnie i duszy.
Paradoksem przestawianego społeczeństwa jest, że w pewnym sensie jedynymi normalnymi ludźmi w tym filmie są epizodycznie pojawiający się ..przedstawiciele yakuzy (może to podświadoma tęsknota do nieprawego ale jednak porządku)
Zafascynowało mnie też ciągłe zderzanie w tym filmie piękna i brzydoty. Jeżeli oglądamy niewinne uczennice to za chwilę dowiadujemy się o ich grzesznych sekretach. Jeśli muzyka buduje nastrój świąt natychmiast pojawia się krew. Jeżeli ktoś kocha to rani.
Film nie jest wybitny ale fascynuje umiejętnością żonglowania gatunkami i konwencjami. Wybitna jest za to muzyka - wielogatunkowa, idealnie podnosząca przekaz obrazu. Czasem nawet szokująca dysonansem.
Jak rzadko kiedy film ma także dobrze pasujący, kreatywnie i artystycznie stworzony polski tytuł.
[Obejrzałem w ramach Przedsmaków do 9. Festiwalu Filmowego Pięć Smaków]