Nic nie wiem o The New Yorker, ani jego współzałożycielu i redaktorze naczelnym Haroldzie Rossie. I nie uważam, że przed seansem powinnam zapoznawać się z tą historią. Dla mnie ten film jest jak wydmuszka - imponująca obsada, wykorzystanie różnych technik filmowania, feeria barw a w środku nic. Recenzenci piszą, że to "miłosny list do dziennikarstwa/dziennikarzy". Tym też nie jestem. Jestem widzem, który chce dostać historię. Smutno mi, że takim filmem zakończyłam festiwal.
O, dzięki za ten komentarz, właśnie rozważam czy się na to wybrać, a już po obejrzeniu zwiastuna miałam podobne obawy...
Zawsze lepiej wyrobić sobie samej opinię, ale w przypadku tego filmu można go sobie naprawdę odpuścić.
Zgadzam się, ten film mógłby ograniczyć się do bycia albumem ze zdjęciami. Bardzo nierówny między historiami, bohaterami a stroną wizualną. Choć można się uśmiechnąć.
To prawda. Przy niektórych dialogach uśmiech faktycznie mi się pojawił. Problem jednak w tym, że nie zapamiętałam żadnego.
Też o tym dziś pomyślałam - z niemal ciągłego potoku słów praktycznie nie pamiętam, o czym w ogóle mówili bohaterowie, mogłabym przytoczyć może 3 zdania.
Moim zdaniem opisany przez ciebie problem braku historii dotyczył już GBH, jednak zapamiętałam stamtąd genialną sentencję, więc nie oceniam go surowo.
Gdy Agatonik zobaczyła całkiem nagą Seydoux wtedy postanowiła film pohejtować. Znana for umowa hejterka filmów pokazujących nagie kobiece ciało.
Agatonikowi się podoba - znak, że film musi być średni wzniż. Agatonikowi się nie podoba - znak, że film naprawdę dobry. Teraz już wiem, że do kina się wybiorę :)
Zgadzam się w 100%. I bawią mnie komentarze typu: ale była jedna scena, taka super i w ogóle, więc film najlepsz!!11