Magia kina polega między innymi na tym, że pewne fikcyjne postaci zapisały się w naszej świadomości równie trwale jak autentyczne. Niekiedy bywa jednak i tak, że nazwisko samego aktora zyskuje porównywalnie legendarny status, co jego najsłynniejsze ekranowe inkarnacje, stając się tym samym symbolem przypisanego mu emploi. To zjawisko uwidacznia się szczególnie w przypadku odtwórców ról tzw. twardzieli, lecz pośród postawnych panów, o których angażach nie przesądzały raczej umiejętności stricte aktorskie, i którzy wskutek wtórności odtwarzanych bohaterów zostali ściśle zaszufladkowani, dumnie prezentują się również warsztatowo uzdolnieni artyści, chętnie wychodzący poza swoją zawodową strefę komfortu. Jednym z ludzi kina strzelanego rozprawiających się ze stereotypowym wizerunkiem swojej osoby w sposób równie bezlitosny, co z czarnymi charakterami jest niewątpliwie Clint Eastwood, a ostatnio mogliśmy podziwiać go w "Przemytniku".
więcej