Mianowicie, zrobił wielką rzecz, jaka udała się tylko nielicznym, czyli uciekł szufladzie ze środka. Uciekł i pokazał jak wspanialym warsztatowo jest aktorem - co docenili widzowie, krytycy, producenci, reżyserzy i wszelkie inne instytucje z akademią na czele. Jednak poczuł się już całkowicie za pewnie i po takim wyczynie zaczął być w tym swoim graniu strasznie maniercznym. To bardzo dobry aktor, potrafiący oddawać w punkt wszystko rodzaje emocji, ale ten manieryzm jest wyczuwalny i zaczyna męczyć. Jak się nie opamieta to za moment badzie wyglądał jak Hardy, który z najlepiej zapowiadającego się aktora tego młodszego pokolenia, będąc magnetycznym na ekranie, potrafiącym robić cuda, przez manieryzm stał się niestrawny i w tym momencie nie mam żadnej przyjemności z oglądania go, a nawet wręcz przeciwnie - oglądanie go ostatnio to męki. Szkoda MMc na taki los. Zresztą i Hardy'ego też szkoda.